Dwutygodniowy „urlop”
Karpacz wita mnie po raz kolejny, jednak tym razem na nieco dłużej, bo na 14 dni. Wyjeżdżam wcześnie rano, po 10 minutach zabieram do samochodu starszą osobę z sąsiedniej miejscowości i podwożę gdzieś dalej. Także kolejne minuty spędzam na rozmowie z 77-letnim autostopowiczem, panem o nazwisku Kern. A potem jadę dalej… samotna 3-godzinna podróż w góry.
Po dwóch dniach pobytu tutaj, dobija mnie rutyna. Życie szpitalne ustawione jest jak w zegarku, nie ma zmiłuj się. Antybiotyki w godzinach 6:00, 14:00 i 22:00, posiłki o 8:00, 12:30 i 17:30, a w międzyczasie inhalacje i rehabilitacja. Również o „sztywno” ustalonych godzinach. Można zwariować.
No, ale cóż. Spinam pośladki i „walczę” dalej.
Kilka migawek z Karpacza… tych bardziej i tych mniej „szpitalnych”.